21. WDW
„Stare Żbiki”
Głębiej, nie byle jak, nie po łebkach,
byle liznąć, byle zbyć, ale rzetelnie,
uczciwie, dokładnie.
Nie jesteś zalogowany.
   
załóż konto
Zostań Żbikiem

V Zimowa Watra Wędrownicza, Jałowiec w Beskidzie Żywieckim

Za 21 dwudziesta pierwsza. Piątek, 8 lutego 2008, hala Dworca Wschodniego w Warszawie - to dane zbiórki 21. WDW "Stare Żbiki" przed wyjazdem na V Zimową Watrę Wędrowniczą. Zimowa Watra przeznaczona jest dla wędrowników z całej Polski i jest imprezą o charakterze wyczynu, sprawdzenia swoich możliwości. Pomysł jest bardzo prosty - patrole mają dotrzeć na wyznaczony przez organizatorów górski (a w praktyce beskidzki) szczyt, gdzie rozbiją namioty i, po wspólnym ognisku, pójdą spać. Niby nic takiego, jeśli pominąć porę roku - Watra odbywa się zawsze w lutym.

Tegoroczna V Watra była dla "Starych Żbików" trzecią, choć poza "stałymi" 3 osobami, skład naszego patrol jest zmienny. Z Warszawy wyjechaliśmy w składzie: Krzyś Czapiewski (nasz koordynator), Ewa Bigaj, Kasia Gajewska, Kalina, Kasia Lewińska, Wojtek Ceret, Alek Jankowski, Piotrek Kuczyński i Adam "Dziabąg" Mizerski, a w Krakowie dołączył do nas Maciek (razem z Kaliną reprezentujący Wodno-Górski Krąg Akademicki Carpe Noctum z Hufca Centrum). Początki, jeszcze warszawskie, były trudne - początek ferii szkolnych i studenckich to nienajlepszy czas na wsiadanie do pociągu do Zakopanego... Przedarliśmy się przez tłumy podróżnych i krótkiej gonitwie udało nam się zająć przedział (jeden z trzech niezarezerwowanych przez kolonie w całym wagonie). W 9 osób było w nim cokolwiek ciasnawo, ale przynajmniej mogliśmy trochę dłużej spać niż rok temu - do Suchej Beskidzkiej przyjechaliśmy z godzinnym opóźnieniem. Na stacji - sami harcerze

Przed wyruszeniem należało podjąć decyzję o wyborze trasy, którą dotrzemy na najwyższy szczyt Pasma Jałowieckiego - Jałowiec (zaskakująco). Do wyboru były szlaki z Lachowic, Zawoi lub, najdłuższy, od razu z Suchej. Dzień dopiero wstawał, czasu dużo, podobnie jak chęci, a śniegu mało - wybraliśmy więc trasę z Suchej. Najpierw po błotku, potem śniegu, pod górkę, pod górkę, pod górkę dotarliśmy ok. godz. 15 na Jałowiec, jako jedna z pierwszych ekip. Ze szczytowej polany (1111 m.n.p.m.) rozciąga się piękna beskidzka panorama, lecz wtedy akurat zasnuta zimowymi chmurami. Zaczęliśmy więc proces rozstawiania namiotów, na który przepis jest następujący:

  1. wybierz miejsce osłonięte, bo nie wiadomo co zawieje w nocy
  2. ugnieć śnieg
  3. rozłóż namiot
  4. zamiast szpilek użyj półmetrowych patyków (szpilki w śniegu się nie trzymają)
  5. przygnieć fartuchy śnieżne śniegiem

Pozostało jeszcze przygotowanie obiadku. Od pierwszej Watry testujemy różne sposoby gotowania w śniegu. Najpierw próbowaliśmy na kilku palnikach gazowych ugotować makaron z sosem, co skończyło się radośnie, aczkolwiek mało zjadliwie. Następnie skorzystaliśmy ze sprzętu obozowego - kuchenki benzynowe się jak najbardziej sprawdziły. Tym razem postanowiliśmy wrócić do korzeni i gotować na ognisku. I tu zaczęła się cała ogniskowa epopeja. Wilgoć wymrożona z powietrza osiadła na gałęziach i wszystko było oszronione - zanim drewno się osuszyło, nasze ognisko gasło. Twardo nie poddawaliśmy się i po godzinie oraz wysokiej determinacji w dmuchaniu, udało nam się w końcu rozpalić duży ogień i obiad przyrządzić. Uff..

W międzyczasie na Jałowiec dochodziły kolejne ekipy z całej Polski: na nogach, rakietach śnieżnych, nartach, z psimi zaprzęgami. Z Warszawy w Watrze uczestniczy mało środowisk (zazwyczaj my i Hufiec Praga-Północ), ale w tym roku na zlot wybrali się także nasi znajomi z obozu do Bułgarii - 328. WDW "Horda" z Hufca Centrum. Miło spotkać znajomych. Gdy doszli także organizatorzy, zaczęliśmy zbierać drewno na główne ognisko watrowe, które następnie suszone było przy naszym ogniu obiadowym ;) by dało się odpalić od jednej zapałki.

Wieczorem, pod rozgwieżdżonym niebem, lekko trzęsąc się z zimna doczekaliśmy rozpalenia watry. Leon Suski (pomysłodawca całej imprezy) zachęcał do rozmów o wędrownictwie lub bezpieczeństwe w górach, które i tak skończyły się śpiewankami. My zawinęliśmy się do namiotów i tam kontynuowaliśmy rozmowy w podgrupach grzejąc śpiworki. To był długi dzień.

Rano wszystkie namioty pokrywała pokaźna warstwa szronu, a nasze ognisko kuchenne dotarło do ziemi i pokazało, że jednak stoimy na metrze śniegu! Zjedliśmy śniadanko popijając je herbatą ze śniegu i razem ze wszystkimi ustawiliśmy się do pamiątkowego zdjęcia Watrowego. W sumie na zlocie było powyżej 200 wędrowników, a nadalej na Watrę mieli harcerze ze Szczecina i Białegostoku.

Po zdjęciu się zwinęliśmy i w pięknym słońcu zeszliśmy na autobus do Zawoi, w której zupełnie nie było już śladu zimy. Prawie zdażyliśmy na pociąg do Warszawy, prawie też pojechaliśmy niechcący do Zakopanego, w końcu jednak udało się odjechać z Beskidu we właściwym kierunku .

Kolejna Watra za rok.