21. WDW
„Stare Żbiki”
Głębiej, nie byle jak, nie po łebkach,
byle liznąć, byle zbyć, ale rzetelnie,
uczciwie, dokładnie.
Nie jesteś zalogowany.
   
załóż konto
Zostań Żbikiem

Sylwester - Bodaki 2007/2008

Było spotkanie na dworcu. Przyszedł Janek z ziemniakami (w ilości ponad 6 kg). Nart było dwa razy więcej niż osób, każdy miał parę. Potem jechaliśmy pociągiem. Jako, że było nas pięciu (Arek, Dziabeł, Janek, Konrad i ja), nie udało nam się zająć całego przedziału na tyle szczelnie, żeby nikt się do nas nie dosiadł. Staraliśmy się sprowadzić do przedziału możliwie niegroźne osoby, po wielu próbach udało się. Od tamtej pory jechaliśmy w towarzystwie dwóch pań i dziecka jednej z nich. W wyniku rozmowy okazało się, że chodzi do 3 klasy SP i lubi matematykę. Niestety, nie przypadła mu do gustu ani teoria mnogości, ani algorytmika. Innym urozmaiceniem podróży była książka przygotowująca do matury z informatyki. Po pewnym czasie dotarliśmy do Bodaków, do domu pani Zofii Kozak. Była ona nieco zaskoczona naszą wizytą, ale po niedługim tłumaczeniu otrzymaliśmy z jej rąk gigantyczne ilości materaców, klucze do lokalnej szkoły i instrukcję jej (szkoły) obsługi. Tego dnia wydarzyły się jeszcze co najmniej dwie rzeczy godne uwagi: Janek wszedł do kuchni, którą niemal niepodzielnie opiekował się przez resztę wyjazdu oraz wszyscy poszli na narty (Dziabeł - bez tych ostatnich). Rypaliśmy kilka km drogą zanim znaleźliśmy , jak nam się wtedy wydawało, dogodne miejsce (inną kwestią jest to, że było ono najdogodniejsze w okolicy). Poszliśmy na stok, który dla narciarzy zjazdowych nie stanowi żadnego wyzwania, natomiast początkujący narciarze biegowi mieli spory problem nawet, jeśli pominie się "labirynt" z elektrycznych pastuchów. Pierwsze użycie moich nart skończyło się uszkodzeniem na nich napisu "RESISTANCE". Następnego dnia Dziabeł z Konradem pojechali na zjazdówki na Magurę Małastowską i wzięli ze sobą klucz, pozostali poszli na pieszą wycieczkę na Mareszkę. Okoliczności (brak zasięgu w Bodakach i przyjazd tego dnia Kasi L.) skłoniły nas do podjęcia następujących (niestety nie do końca skutecznych) działań: ekipa, która jako pierwsza znalazłaby się w zasięgu, miała poinformować Kasię, gdzie jest klucz, po czym narciarze mieli go jej przekazać. W zasadzie plan został wykonany, ale z niepotrzebnymi dodatkami. Następnego dnia narciarze zjazdowi w tym samym składzie robili mniej więcej to samo, reszta na biegówkach dotarła do Nowicy, mijając na trasie cmentarz wojenny i zakręt śmierci. W tym drugim miejscu zostawiliśmy: zauważalne ilości tkanki łącznej o kolorze czerwonym i fragmenty moich spodni. Zaobserwowaliśmy również zamarzanie wody utlenionej. Wszystkiemu winien był żwir na zjeździe. Glebę zaliczyli wszyscy, jednak tylko Kasia i ja po tym zdarzeniu tryskaliśmy energią (w postaci wspomnianej już tkanki). W Nowicy chętni zaopatrzyli się w łyżki. Z pełnymi plecakami wracaliśmy przez szczyt Magury Małastowskiej. Zjazd z tej góry był fajny. Najbardziej chyba spodobał się Arkowi, który nie zauważył nawet w której zaspie zgubił dziób od narty. W dalszej części trasy często następowała wzajemna masakra pomiędzy zakupami a narciarzami (czyli hamowanie). Do szkoły pierwszy dotarł Janek, który na trasie o długości kilku km wiodącej do kuchni osiągnął niewyobrażalną wtedy dla innych prędkośc (ten odcinek pokonywaliśmy już pieszo drogą). Tego dnia dojechały też pozostałe osoby: [[wypełnić imionami, bo nie pamiętam wszystkich]]. Kiedy wszyscy się spotkaliśmy, odpalone zostały planszówki. Następnego dnia odbyły się dwie równoległe wycieczki: na Kornutę i do rez. Kornuty. W sylwestra pojechaliśmy do Wysowej, stamtąd poszliśmy na świętą górę Jawor. Przez tę górę, według legendy, wiodła najkrótsza droga z Cigel'ki do Wysowej (czemu przeczy mapa). Legenda głosi także, że tamtejsze źródło wybiło w 1928 r. Część z nas nie wierzy jednak w to, że 10-cio metrowej głębokości jar powstał w 80 lat. Pod szczytem Jawora natknęliśmy się na krzaki, ale już po kilkudziesięciu metrach wyszliśmy na otwartą przestrzeń, która zaprowadziła nas do Cigel'ki. Na tym zejściu Janek przymocował swoje rękawiczki do apteczki, co "dodało jej skrzydeł". Po dojściu do wsi i przedarciu się przez śmierdzący PGR wyszliśmy na nagłośnioną ulicę. Z głośników wydobywała się tak wspaniała muzyka jak "Dziab dziabu dziab", które od tego czasu jest przebojem. Po zrobieniu zakupów udaliśmy się na Busov. Coraz bardziej strome podejście pokryte coraz głębszym śniegiem umilała nam piosenka o małych słoniach i sportowe szukanie szlaku. Na zejściu zrobiliśmy czołg. Wracaliśmy przez dawne TPG Cigel'ka. Do Wysowej wróciliśmy już po zmroku. Po zrobieniu zakupów okazało się, że busiarz, z którym byliśmy umówieni, zrobił nas w balona. Po kilku godzinach Kasia załatwiła powrót do Bodaków. W szkole zrobiliśmy kominek, po czym udaliśmy się na pokaz fajerwerków (by Janek). W pierwszej godzinie Nowego Roku planowana była obserwacja gwiazd, z powodu zachmurzenia nie doszła do skutku. Zamiast niej odbyły się planszówki. W nocy z 1.01 na 2.01 wracaliśmy rzeźnią gdyńską. Mieliśmy nawet miejsca siedzące (na własnych plecakach na korytarzu, z nartami podwieszonymi do okna).

Piotr Kuczyński