21. WDW
„Stare Żbiki”
Głębiej, nie byle jak, nie po łebkach,
byle liznąć, byle zbyć, ale rzetelnie,
uczciwie, dokładnie.
Nie jesteś zalogowany.
   
załóż konto
Zostań Żbikiem

Rajd listopadowy '07 (Nowa Słupia)

Piątek wieczór: zbiórka na Wschodnim. Jak zwykle parę osób się spóźniło, ale wszyscy zdążyli (nawet Alek, który wbiegł do pociągu tuż przed odjazdem). Zebrała się nas spora grupa kilkunastu osób, tak że zajęliśmy dwa przedziały, co udało się bez większych problemów. Z Kielc PKS-em pojechaliśmy do Nowej Słupi, w której po krótkim marszu doszliśmy do naszego PTSMu. Właściciel był bardzo miły i pomocny (chociaż niektóre z jego propozycji na temat tras wycieczek musiałem grzecznie odrzucić). Nieco mniej przyjaźni byli inni współlokatorzy, którzy zmusili nas do tłoczenia się na mniejszym ze stołów, ale poza tym jakoś sobie nie przeszkadzaliśmy.

W sobotę ruszyliśmy z rana na długą wycieczkę. W górach było dużo śniegu, który w pewnym momencie wyglądał jak tort z bitą śmietaną posypany wiórkami kokosowymi. Żeby nie była zbyt nudna razem z nią toczyła się gra przygotowana przez Elę, która, aby rozruszać skostniałe mózgi matematyków i informatyków, polegała na rozpoznawaniu fragmentów mniej lub bardziej znanych obrazów. Niektórzy jednak przy użyciu długopisów stworzyli nowe dzieła i nadali im nowe tytuły (których niestety nie pamiętam). Potem musieliśmy trasę trochę skrócić, z powodu zapadającego zmroku i asfaltem dorypaliśmy się do schroniska. Wieczorem odbył się kominek na którym Ela złożyła Przyrzeczenie Harcerskie i dostała Naramiennik.

W niedzielę z rana zwinęliśmy się ze schroniska i zeszliśmy do centrum, aby znaleźć jakiś sklep, w którym moglibyśmy przechować plecaki. Po znalezieniu takowego i zwaleniu tam tobołków poszliśmy na szczyt Łysej góry. Wejście zajęło nam niecałą godzinę. Na górze zobaczyliśmy kościół, stację telewizyjną i gołoborza. Z platformy widokowej mogliśmy podziwiać piękne widoki całkowicie zasłonięte chmurami. Można było ewentualnie obejrzeć planszę przymocowaną do barierki, ale była cała oszroniona i też nie było nic widać. Zaczęliśmy kierować się do odwrotu. Szło to jednak dosyć powoli, bo było dużo śniegu, którym można w kogoś rzucić albo kogoś w nim wytarzać. Po w miarę szybkim zejściu na dół przestało być różowo. Autobus, który miał być postanowił się nie pojawić. Następny był cały zapełniony, więc Michał wcisnął się do niego razem ze swoimi harcerzami młodszymi, a my zostaliśmy. Było zimno, niektórzy zamarzali na siedząco, inni poszli siedzieć w pobliskim sklepie, a inni biegali dookoła przystanku. Następny autobus zabrał nas do Kielc, ale po odjeździe pociągu, którym mieliśmy wrócić. W końcu udało nam się skombinować jakiś autobus (który był nawet tańszy od pociągu), którym wróciliśmy do Warszawy.


Spisał Dziabąg