21. WDW
„Stare Żbiki”
Głębiej, nie byle jak, nie po łebkach,
byle liznąć, byle zbyć, ale rzetelnie,
uczciwie, dokładnie.
Nie jesteś zalogowany.
   
załóż konto
Zostań Żbikiem

Kronika

Wyryp 2001. Góry świętokrzyskie, 23-24 Marca

Zebraliśmy się na Wschodniej i tu podzieliliśmy się funkcjami. Ola Łapińska jako organizator była komendantem, a Kasia Biestek została kwatermistrzem. Poza tymi dwoma osóbkami jechali jeszcze: Ania Jasińska, Kasia Rucińska, Ania Łapińska, Kuba Zieliński, Paweł Woźniak, Adaś Foland, Krzyś Borkowski, Krzyś Alboszta i Ryba, który dosiadł się do nas na Centralnej wsiadając przez okno do pociągu. Po prostu wspaniała banda twardzieli. Pojechaliśmy pociągiem o 20:31 do Skarżyska . Kamiennej.

Przed północą (23:40) wysiedliśmy i ruszyliśmy w trasę. Ciemno wszędzie, głucho wszędzie, ale bardzo fajnie. Maszerowaliśmy to czarnym szlakiem, to zielonym. Zwłaszcza ten drugi był bajeczny, bo prowadził drogą przez las, która była pokryta w większości wodą. Z powodu właśnie odchodzącej zimy, woda była częściowo zamarznięta, więc czasem się stanęło na twardym, co po krótkim czasie okazało się nie wystarczająco twarde i wpadało się po kolano w błocko. Do tego las był ciemny. Nie wszyscy mieli latarki, więc przeprawa tego fragmentu trasy zajęła nam sporo czasu.

Wreszcie wyszliśmy na prostą... Przez wiele kilometrów szliśmy idealnie prostym asfaltem. Droga wyglądała wciąż tak samo i wciąż ciągnęła się po horyzont (i nawet nie można było sobie mówić . jeszcze do tego zakrętu, albo tylko do jakiegoś tam miejsca, bo nic charakterystycznego nie znajdowało się przy tej drodze, a przynajmniej nic nie zauważyliśmy w środku nocy). Było orgiastycznie. Co poniektórzy spali już w marszu.

W okolicach 5:30 doszliśmy do jakiejś wsi i już się trochę rozjaśniło, więc Ryba, który prowadził spojrzał na mapę i kompas i zakomunikował, że tą drogą wcale nie mieliśmy iść, a jako że poszliśmy, to jesteśmy jedyne 10 km od miejsca, w którym powinniśmy się znajdować. No to trzeba nadrobić straty. Ale jakoś tak wyszło, że jedna osoba się zatrzymała za potrzebą, wtedy druga stanęła, by poczekać, trzecia wyjęła sobie kanapkę i reszta patrząc, że jedzą też zaczęła jeść i się rozbadzialiśmy. Dalszy kawałek szliśmy w bardzo zróżnicowanym tempie. Jednych już kolana pobolewały, inni się rozgrzali i ostro napierali, a jeszcze inni właśnie się przebudzili i wdali w ploty i pogaduchy nadranne (wiadomo przecież, że po nieprzespanej nocy języki się rozwiązują J).

Około godziny 9 doszliśmy do dworca w jakiejś wsi na .Z.. AniaJ, AniaŁ i Paweł zabrali się za robienie śniadania. Nagle i niespodziewanie spadł śnieg. W narodzie obudziły się marudy, które doprowadziły do tego, że wsiedliśmy w autobus i pojechaliśmy do Kielc, skąd pociągiem do Warszawy. Tak więc zakończyliśmy marsz po jakiś 35 km.

W Warszawie obeszliśmy dookoła PKiN i wsiedliśmy w 519, które dowiozło nas do Rucińskich do domu. Część weszła nawet na piechotę po schodach (jak wyryp, to po całości, nie?). Tu każdy się wyrypał, chodziliśmy się umyć, piliśmy herbatę, słuchaliśmy SDMu. Kolejnym punktem programu były gry komputerowe . Herosi i jeszcze jedno podobne. Graliśmy w zespołach i bawiliśmy się dobrze. Do snu ułożyliśmy się o 1:20 nowego czasu (akurat była zmiana na letni).

I tym przyjemnym akcentem wyryp się zakończył. W niedzielę już powoli się rozchodziliśmy do własnych domów. Każdy o porze, w której stwierdził, że jest wyspany. To był fajny wyjazd, trzeba przyznać. A Ruciński, który stwierdził, że nie chce mu się jechać na rajd, bo jest za dużo chodzenia, wygrał, bo wyryp przyszedł do niego i to już po części chodzonej.