21. WDW
„Stare Żbiki”
Głębiej, nie byle jak, nie po łebkach,
byle liznąć, byle zbyć, ale rzetelnie,
uczciwie, dokładnie.
Nie jesteś zalogowany.
   
załóż konto
Zostań Żbikiem

Kronika

Spływ kajakowy 28.04-4.05.2000

Takiego jednego, pięknego, piątkowego wieczoru, późną godziną 23 spotkaliśmy się na dworcu Centralnym, aby udać się w świat. I to też uczyniliśmy. W świecie znaleźliśmy się rano i przeczłapaliśmy w stronę jeziora, gdzież to czekały na nas kajaki. Tu pakowaliśmy bagaże w worki foliowe, by nie zmokły za bardzo i dzieliliśmy się na załogi. Niektóre były całkiem sprawne: mała Ewa i duży Szlassa. Ale niektóre musiały być żeńsko . żeńskie i to czasem działało nieco gorzej. No bo jak to bywa w Staszicu... dziewcząt pojawia się więcej (co dobrze świadczy o tych osobach, nie o lambdzie szkoły).

Wreszcie wypłynęliśmy. Pogoda była śliczna, słońce świeciło i grzało tak, że niektórzy się od razu spalili. Mieliśmy postój w takiej jednej przystani, gdzie udało nam się jeden kajak wywrócić. Asia Przytycka wychodziła z kajaka na molo i kajak przypomniał jej, że nie jest stabilny. Ale na szczęście nie było problemów z wyłowieniem rzeczy. Potem wszyscy wypłynęli, a z tyłu został Przemuś Witrowy z Dorotą i w jakiś szuwarach udało im się także zaliczyć grzybka. To było o tyle śmieszniejsze, że Przemek wiózł ze sobą legitymacje wszystkich... Nie skończyło się to dobrze dla nich.

Wieczorkiem dopłynęliśmy do jakiegoś pola biwakowego, gdzie rozbiliśmy nasze namioty i przygotowaliśmy obiad i było bardzo dużo komarów.

Następny dzień to był 30 kwietnia, kiedy to dwie, spośród 3 obecnych Kaś, obchodziły imieniny. Było .sto lat. i cukierki i bardzo miło i w ogóle. I zebraliśmy się i w trasę. Ten dzień też był ładny pogodowo. Po drodze wychodziliśmy do sklepu na .chamską. i pestki od słonecznika, które jedliśmy na potęgę.

Tego wieczora wylądowaliśmy na super campingu. Z sauną. I większość z nas zabawiała się w niej. To było super. Grzaliśmy się w środku, polewaliśmy kamienie wodą, a potem chlup do Czarnej Hańczy. A Ewa Grabowska zbudowała sobie namiot zastępczy. Przed pożegnaniem dnia, nasza drużynowa . Marta Szczerbakowicz, przeprowadziła dyskusję .czym jest dla nas mundur.. Dyskusja wynikła z sytuacji, że miało być ognisko, ale prawie nikt nie wziął ze sobą munduru.

Następny dzień był bardzo miły i przyjemny. Jedyne co było nie tak, to Marta musiała wrócić do Warszawy i zostaliśmy z jednym kajakiem uboższym o jedną osobę z załogi, co spowodowało jeszcze większe problemy w doborze par wiosłujących. Ale skończyło się dobrze. Nawet przenoski nie były straszne. Dziewczyny potrafią sobie poradzić.

Wieczorem dogoniliśmy jakiś inny spływ, trochę starszych ludzi. Wspólnie wyszliśmy w jednym miejscu. Oni przygotowali sobie bigos w dużych ilościach, a jako że było ich nieco mniej niż bigos przewidywał, to się z nami podzielili. Było nam bardzo miło, ale też dowcipnie, bo dostając porcję jedzonka, ktoś rzucił .granat. i wszyscyśmy padli na ziemię budząc niepokój tamtych ludzi. Na szczęście zrozumieli, że to tylko gra i zostawili pod naszą opieką swoje kajaki, a sami pojechali do miasta nocować. My na tym zyskaliśmy obiad i darmowy nocleg. A wart nie kazali nam wystawiać. Więc ustawiliśmy się całkiem nieźle. Tyle, ze tej nocy było nieco chłodniej. Aby się wieczorem rozgrzać graliśmy w Krokodylki, Słonia i tego typu gry.

Kolejny dzień doprowadził nas do kanału Augustowskiego już. Był też nieco chłodniejszy od poprzednich. Już raczej nie pływaliśmy w samych kostiumach kąpielowych, a raczej nawet w bluzach z długim rękawem. Ale nie padało na szczęście. W nocy za to temperatura osiągnęła jakże wysoki poziom: -6 stopni Celsjusza. Tak, że rano, gdy wstaliśmy woda w butelkach była zamarznięta.

3 maja już był naszym ostatnim dniem. Pokonywaliśmy zapory i w pół dnia dostaliśmy się do miejsca, skąd zabierali nasze kajaki. Wyczyściliśmy je, włożyliśmy panu na przyczepę i w drogę do Augustowa i na dworzec PKP, który znajduje się pod miastem. Kasia Lorenc zadbała o cukierki i czekając na pociąg zajadaliśmy się Mieszanką Wedlowską. Potem wsiedliśmy w pociąg do Warszawy, który zawitał w stolicy o 5 nad ranem w czwartek. I od razu tego dnia niektórzy poszli na 8:15 do szkoły. Ale było naprawdę fajowo!