21. WDW
„Stare Żbiki”
Głębiej, nie byle jak, nie po łebkach,
byle liznąć, byle zbyć, ale rzetelnie,
uczciwie, dokładnie.
Nie jesteś zalogowany.
   
załóż konto
Zostań Żbikiem

KRONIKA

Zimowisko Turbacz

Siódmego lutego 1998r.,co dziwne rano, nie wieczorem, spotkaliśmy się na Dworcu Wschodnim. Już na Centralnym napotkaliśmy na pewne trudności, nasz pociąg stał tam dwie godziny. W tym czasie działy się niestworzone rzeczy. Po peronach przewalało się mnóstwo policji, która co chwilę wywalała kogoś z pociągu. Dziwnym fartem miejsca, które zajęliśmy, z wyjątkiem jednego, nie były zarezerwowane, więc dotarliśmy spokojnie do celu.

Po wyjściu z pociągu zaczęliśmy iść. Pogoda była przepiękna, cieplutko jak na zimę, a na niebie ani jednej chmurki. Po kilku godzinach zaczęło się ściemniać. W schronisku po drodze postanowiliśmy zjeść obiad, a był nim obrzydliwy bigos. Ponieważ było późno właścicielka schroniska, twierdząc, iż sobie nie poradzimy chciała wezwać GOPR. Pół godziny tłumaczyliśmy jej, że nie potrzebowaliśmy pomocy i dotrzemy na Turbacz o własnych siłach.

Wyruszyliśmy w dalszą drogę. Dzięki jasno świecącemu księżycowi nie mieliśmy problemów z odnalezieniem szlaku. W końcu dotarliśmy na miejsce. Zimowisko nie było oficjalne, więc nie było rzeczy związanych z harcerstwem. Ogólną myślą przewodnią była dobra zabawa.

Dużo czasu spędziliśmy w schronisku grając w różne gry. Tak, na przykład, przez kilka kolejnych wieczorów graliśmy w monopol, a dokładnie 3 monopole w jednym ( ich plansze były połączone rogami). Oczywiście gra miała również wątek matematyczny, wynikający z niekompatybilnej waluty ( każda plansza była w innym wydaniu).

Oprócz maximonopola, mieliśmy też inne rozgrywki. Graliśmy w kółeczka, labirynt oraz oczywiście twistera. Były również dwie gry fabularne - "Jest król"(tę koncepcję chyba każdy zna), oraz gra Jarka i Marty, w której Kasia R. inteligentnie, głosując na swoją niekorzyść, doprowadziła do porażki swojej drużyny.

Oczywiście nie cały czas przesiedzieliśmy w schronisku - przecież był super śnieg. Chodziliśmy na różne wycieczki. Jak szliśmy na rympał, Onufry zapadł się tak, że z trudem wyszedł, a to chyba daje wystarczający obraz tego, co tam się wyprawiało.

Jeździliśmy również na dupolotach. Między innymi wjechaliśmy w Martę i Jarka.

15. luty był dniem naszego powrotu. Przez cały czas zimowiska był przepiękny śnieg, jednak w tym dniu się znacznie ociepliło i zaczęła się odwilż. Właściwie schodzenie z Turbacza polegało na spływaniu wraz z błotem i mało kto wyszedł z tego czysty. Wsiedliśmy w pociąg i pojechaliśmy do domu.