KRONIKA
Wyryp 1998
Tej zimy wyryp postanowił się wyrypać w rodzinne strony trenera Jacka Banasika, tj. okolice Tomaszowa Mazowieckiego. Za karę było ciemno. Ciemno na tyle, że nie było nawet widać sylwetek osób idacych metr z przodu - trzeba było kierować się na słuch. Żeby nie było zbyt nudno, posuwaliśmy się na rympał. I, jak to na wyrypach bywa, szliśmy tak, aż zaczęło robić się jasno. A potem oczywiście szliśmy dalej i było zimno. Po drodze zatrzymaliśmy się na "krótki odpoczynek" w nie do końca zbudowanym domu i poleżeliśmy sobie dokładnie do momentu, w którym nikomu już nie chciało się wstawać. Ale potem jeszcze trochę przeszliśmy, aż w końcu (chyba przy pomocy autobusu, ale tego to nikt nie pamięta) dotarliśmy do szkoły, w której mieliśmy nocować. Trochę pospaliśmy, a po posiłku niektórym było mało (chodzenia, rzecz jasna), więc zrobili sobie jeszcze parę kilometrów przed snem.
Następnego dnia postanowiliśmy wracać autobusem. No i wróciliśmy.