21. WDW
„Stare Żbiki”
Głębiej, nie byle jak, nie po łebkach,
byle liznąć, byle zbyć, ale rzetelnie,
uczciwie, dokładnie.
Nie jesteś zalogowany.
   
załóż konto
Zostań Żbikiem

KRONIKA

Zimowisko "Strzecha Akadamicka" w 1997


Wyjechaliśmy siódmego w piątek. W mieście K. zgubiliśmy Janka (tak naprawdę Janek próbował znaleźć pociąg i mu się nie udało), więc byliśmy zmuszeni zostawić Rybę, by na niego poczekał. Cała reszta grupy pojechała autobusem do Karpacza, a następnie rozbiła się na trzy grupy. Pierwsza, w składzie Adam i Filip, pozostali przy uroczym lodospadzie i bez zniechęcenia usiłowali pokonać go przy pomocy swojego niesamowitego sprzętu do wspinaczki. Druga, w składzie większość zimowiska, śmiało wsiadła siebie i swoje plecaki na wyciąg aby dotransportować się do szlaku z zagrożeniem lawinowym, którym doszła (a w wypadku Kamila dojechała na snow-boardzie) do schroniska. Trzecia, w składzie Onufry, do tego samego schroniska dotarła piechotą, acz bez takich przeżyć jak widok pana od wyciągu uginającego się pod ciężarem plecaka Kamila.

Pierwszym zdarzeniem na zimowisku była informacja, że w ramach eksperymentu będziemy spali w pokojach niekoedukacyjnych. Nie wzbudziło to powszechnego entuzjazmu, ale zgodziliśmy się (w większości) z Martą Sz., która powiedziała, żebyśmy chociaż zobaczyli jak to jest zanim zaczniemy krytykować. Podzieliliśmy się w związku z tym na 3 pokoje, w tym jeden męski (ujć), jeden żeński i jeden żeński powszechnego użytku. W pokojach nasze oczy zachwycił piękny widok z okien, który niestety już drugiego dnia zastąpiła mgła, która nie spuszczała już raczej z tonu przez większość czasu.

Program dnia był taki, że przed obiadem każdy robił w miarę co chciał, czyli łaził, albo jeździł na nartach, alboco, a po obiedzie robiliśmy to co chciała Marta, czyli zajątka. Pewnego dnia w zastępach projektowaliśmy wakacje - Grecję, Węgry, Rumunię i Słowenię, co jak powszechnie wiadomo skończyło się wyjazdem do Grecji. A innego dnia bawiliśmy się w grę polegającą na komunikowaniu się za pomocą ograniczonego zasobu słów. Wstępujące grupy 2^n-osobowe miały obwieścić co leży im na sercu używając 2^n słów. Powstał wtedy między innymi zwrot "koedukacja-konsumować codziennie - czemu nie?".

Raczej makabrycznym urozmaiceniem zimowiska był pan z któregoś z sąsiednich pokoi, który wieczorem pewnego dnia zaaplikował sobie nadmierne ilości środków usypiających. Gdy zabierało go pogotowie, żył, co dalej - nie wiemy. Tego samego wieczoru odbyła się planowana na kiedy indziej dyskusja Szymona o samobójstwie, która zaowocowała wieloma ciekawymi wnioskami i opiniami, choć - jak zwykle dyskusje - nie skończyła się konsensusem.

Pewnego dnia odbyła się wyprawa na Śnieżne Kotły, czyli pojechanie do Szklarskiej Poręby autobusem i przejście z powrotem do schroniska na piechotę. Było niesamowicie, pięknie, śnieżnie, mroźno i wietrznie, Kotły były jeszcze fajniejsze. Wróciliśmy zmachani, zmarznięci, po ciemku i spóźnieni (Adaś już wyruszał ze schroniska na wyprawę poszukiwawczą), ale szczęśliwi. Odbyły się też: trzyosobowa wyprawa na wschód słońca na Śnieżkę oraz wyprawa na koncert do Świątyni Wang, podczas której Agna rozbiła sobie głowę.

Ostatnie dni zimowiska odbywały się w atmosferze totalnego bibolanctwa - siedzieliśmy do jedenastej w łóżeczkach, potem obijaliśmy się przez cały dzień, a na koniec męczyliśmy Adasia, aby grał i śpiewał do piątej nad ranem. De capo al fine. Najbardziej pamiętnym owocem tego okresu jest powstałe w wyniku przypływu inwencji twórczej w pokoju męskim "Bagno", które później (bez szczególnego sukcesu, ale zawsze), w wykonaniu Ryby i qby reprezentowało drużynę na hufcowym festiwalu piosenki. Niestety powstawało ono w formie improwizacji, w wyniku czego część oryginalnego tekstu (np. pierwsze trzy zwrotki) się nie zachowały. Mimo to na długie lata pozostało jedną z kultowych pieśni drużyny.

Pod koniec zimowiska odbyła się dyskusja podsumowująca spór o koedukację. Wszyscy prócz Marty Sz. i Żaby pozostali przy zdaniu, że męski pokój błe, i nie tylko męski pokój. Mimo to byliśmy zmuszeniu zaakceptować, że jeśli nie zgodzimy się przyjąć warunków hufca, to nas nie odwieszą i będziemy dalej powiewać.

Potem odbywało się już tylko masowe wyjeżdżanie - narciarze pojechali do Zakopanego na narty, inni gdzie indziej, i w końcu grupa główna została pod opieką niepełnoletniej (jeszcze wtedy) Żaby. Zimowisko skończyło się i wróciliśmy do Warszawy, jak zwykle zatłoczonym pociągiem, odśpiewaliśmy Bratnie Słowo i rozeszliśmy się do domów.