KRONIKA
Mokry Rajd Beskid Żywiecki (28 maja - 1 czerwca 1997)
Na dworzec dotarlśmy w środę wieczorem, jeszcze w tym strasznie niewygodnym przebraniu człowieka. Na szczęście gdy rano wysiedliśmy w ---------, przywitało nas mokro i zimno. Mokro i zimno jest bardzo wierne, jak przywita to już trzyma. Tak więc mogliśmy zrzucić przebranie i nie wzbudzając podejrzeń występować w naszej naturalnej, żółtej, wodoodpornej skórze. Szliśmy dość powoli, taplając się intensywnie w błotku. Szliśmy, szliśmy i szliśmy. Zobaczyliśmy domek. Przy domku postać. Postać mówiła Idźcie w prawo. Po długim w prawo i pod górę dotarliśmy nieco zjechani do schroniska, w którym sobie mieliśmy chwilkę odpocząć. Tam jednak okazało się, że jest nas o jedną sztukę za ma-gda-ło. Wróciliśmy więc na poszukiwania Magdy. Po długich poszukiwaniach udało się ją w końcu znaleźć. I co się okazało? To nie ona się zgubiła, tylko my! Ona jako jedyna poszła dobrze. Znalazła schronisko, w którym mieliśmy chwilkę odpocząć, było ono nieco wcześniej, na lewo od domku. I Magda tam poszła. I nikt za nią. A jak już zaczęła nas szukać, to dawno nas przy domku nie było. Ojojoj. Gdy wreszcie szczęśliwie dotarliśmy z powrotem do schroniska, do którego los nas rzucił, było koło piątej i nie czas na dalsze wędrowanie. Zostaliśmy więc, mimo niezbyt miłej (a nawet zbyt niemiłej) pani kierowniczki.
W nocy kontaktowaliśmy się z dachu z Dowódcą, bojąc się, że jak nie interweniuje, to będzie ładna pogoda i znowu trzeba się będzie przebrać. Choć wieczorem Jola zaśpiewała Jaworzynę, więc sprawa i tak była już załatwiona.
Była. Gdy się obudziliśmy, na dworze leżała niezła warstwa śniegu, a reszta leciała z nieba. Co lepsze, było trochę powyżej zera, więc śnieżek fajnie topniał i robiła się taka super mokra mazia. Szliśmy przeto znów powoli i było wiele radości. Mieliśmy w planach dojście do Bacy w Rycerce, ale nie z ww. powodów nie wypaliło. Dotarliśmy do ----------- . Na szczęście tym razem schronisko okazało się bardzo miłe. Ludzie opracowali tam wiele interesujących metod suszenia mokrych rzeczy. Braliśmy udział w tej zabawie, żeby się nie wydać. Skarpetki najlepiej przylepia się taśmą McGyvera do sufitu.
W sobotę rano nastroje były już schyłkowo-wyjazdowe (czemu? tak ładnie padało!). Po śniadanku starsza część drużyny pokazywała młodszej rok z życia Dwudziestej Pierwszej w scenkach oraz zadawała Bardzo Trudne Pytania Quizowe. Nawet nasz komputer pokładowy by sobie z nimi nie poradził!
Komputer pokładowy rajdu też sobie nie poradził, ale nie z pytaniami, tylko z pociągami. Doszliśmy wprawdzie do --------Ujsoł???---------- na stację, ale pociąg w sobotę okazał się nie bywać. Przeto podróż się przeciągnęła, mieliśmy 3 godziny czekania na przesiadkę w Bielsku-Białej (w godzinach 22-1 w nocy) oraz dwie w Katowicach, odpowiednio później. Ale była w bufecie herbatka.
Do Warszawy powróciliśmy w niedzielę rano. Już koło południa byliśmy z powrotem w Bazie i złożyliśmy raport Dowódcy. Badania zakończone, można odlatywać na Syriusza.
Dwa Ufoki