1

Temat: Obóz czerwcowy 2009

Zapraszam do dzielania się wrażeniami z obozu.

2

Odp: Obóz czerwcowy 2009

O, to może ja coś opowiem. Będzie to głównie długa historia o czekaniu 3,5h na pociąg w Nowym Sączu.

W drodze z Warszawy do Krakowa spotkałem kolegę ze studiów, z którym (!) robiłem projekt na Inżynierię Oprogramowania. Znalazł mnie zupełnie przypadkiem, po prostu wypatrzył mnie w pociągu. Świat jest na prawdę mały.
Jak miałem wracać, dzwoniłem do niego, żeby spytać, czy może jest w Krynicy i kiedy wraca. Dodzwoniłem się do niego, jak wsiadał do pociągu... Na ten pociąg spóźniłem się dosłownie kilka minut. Jakbym wiedział ciut wcześniej, dobiegłbym.

...więc podróż powrotna przez Nowy Sącz. Na dworcu był barek 24h, gdzie przebywali lokalni 2x2, grali na automatach i zaczepiali młodą dziewczynę obsługującą bar. Godzina 23 z czymś. Atmosfera pozytywna, lekko chmielona. Jeden do mnie:
- Ty z plecakiem, tylko nie zamawiaj kebaba, bo ze szczurów. Ty nie wiesz, co się tutaj dzieje na dworcu - ile szczurów codziennie SOKiści zbierają i do baru przynoszą.
I do baru:
- Koleżanko, a jest wyborowa? Luksusowa?
- Dla mnie cztery razy flaczki, kebab i zapiekanka. I jeszcze "kanapka dworcowa".
Też coś zamówiłem. Chłopaki mieli apetyt, a ja stałem z boku starając się trzymać z nimi pozytywny kontakt.
- Do Warszawy? Najszybciej tak: idź na tamto osiedle i zaśpiewaj głośno "Legiaa, Legiaa, Legia Legia Warszawaaa". Oj, szybko byś poleciał. To będzie "Ekspres Sądecki".

Ci zjedli i poszli. Później do poczekalni weszła para chłopaków: jeden z AWF drugi studiuje Prawo na UW. Jadą autostopem na Bałkany. Ale do Rumunii nie pojadą. Pierwsza w nocy. Czekają na dzień. Pytam:
- Jak sobie poradzicie językowo?
- Tam chyba wszędzie można się dobrze po polsku dogadać.
Optymistyczne podejście, ale myślę, że nie raz skorzystają jednak przynajmniej z angielskiego. Nawiasem mówiąc, z rozmowy wynikało, że bez mózgu nie jadą. Szacunek za pomysł wyprawy.

W tle, za ich plecami kolejna grupka imprezowa i koleś kombinujący coś nożyczkami przy palcu prawej ręki. Już myślę "podchmielony facet plus nożyczki - zaraz komuś będzie trzeba udzielać pierwszej pomocy...". Takie moje skrzywienie po kursie ratowniczym - zdarza mi się, że wyobrażam sobie różne wypadki i co należy wtedy robić. (oby się nigdy nie ziściło)
Wypatrzyłem, że ma na palcu pierścionek. Zaklinowany. Dziewczyna co mu dała "przymierzyć" bardzo nalega, żeby wreszcie oddał. Po jakichś dwudziestu minutach męczarni poszło, smarowane tłuszczem z zapiekanki barowej. Było na co popatrzeć. Do dziś nie wiem, co tam robił przy palcu z nożyczkami.

Autostopowicze sobie poszli, grupka z nożyczkami też. Usiadłem przy stoliku w barze. Z nudów pisałem coś po serwetce.
Do baru weszła kolejna ekipa. Podobna do tej pierwszej, ale wyczuwałem u nich trochę większy potencjał właściwości "może nam odbić". Znów strategia pozytywnej gadki. Druga w nocy. Poza tym przez cały czas czekania na pociąg zdążyłem zauważyć kamery w barze, więc czułem się już minimalnie bezpieczniej.
Z jednym z kolesi wywiązała się w pewnym momencie całkiem filozoficzna rozmowa (jak na skład promilowy organizmu). Głównym motywem było:
- Gdyby nie ta cała cywilizacja to ty byś już nie żył, ja też. Ludzie niszczą ewolucję. Niszczą dobór najsilniejszych osobników. Teraz każdy ma prawo do życia. Chory, stary, dzieci co się rodzą przez cesarskie. Normalnie każde z nich by umarło. Ty i ja - koleś wiedział, że przerwałem obóz z powodu choroby - powinniśmy już nie żyć.
Dyskutowałem z nim, że to jest właśnie osiągnięcie cywilizacji, a nie jej wada. I że dobrze się dzieje, że ludzie sobie pomagają.
Doszliśmy do konkluzji, że nasza cywilizacja musi kiedyś upaść, tak jak upadły Egipt, Mezopotamia i wiele innych dawnych cywilizacji.
Pomimo obranej tematyki, rozmowa była w porządku.

Nadszedł czas na pociąg i pożegnaliśmy się. I tutaj jest jedna rzecz, która podoba mi się u ludzi po paru łykach - jeżeli mają kogoś za swojego, to już do końca. Nie zwykły i grzeczny, garniturowy uścisk dłoni, ale taki jak się czasem wita/żegna młodzież, trochę ziomalsko, szczerze i może nawet trochę wylewnie.
Suchy uścisk dłoni jest w sumie jedynie częścią kultury, regułą grzecznościową. A uściskiem dłoni można przekazać, a czasem wręcz przemycić to, czego się normalnie słowami nie powie drugiej osobie.
Oczywiście w przypadku Pana, z którym rozmawiałem, nie szukam jakiejś szczególnej głębi. Ale czasem gdy obserwuję ludzi, grupy kolegów czy nawet przyjaciół, brakuje mi między nimi tej odrobiny pozytywnych, swobodnych gestów. Nie zawsze, rzecz jasna, ale czasem tak jest.

Wracając do podróży - Wsiadłem do pociągu do Krakowa, w Krakowie około 40 minut czekania i pociąg do Warszawy. Szósta rano. W składzie tylko jeden nie-piętrowy wagon drugiej klasy...


A w ogóle - cieszę się, że jak byłem, to nie padało. Poza krótkimi przelotnymi.
I dzięki wszystkim za zajęcie się mną z moim uchem, przede wszystkim dziękuję Michałowi i Piotrkowi za dojście do Krynicy.

Szkoda, że na obozie byłem właściwie tylko jeden dzień...

3

Odp: Obóz czerwcowy 2009

To skoro mowa o częściach obozu po pożegnaniu się z jego uczestnikami - jak żeście odjeżdżali z Piwnicznej, na stacji stał facet, który chyba źle zinterpretował moje entuzjastyczne machanie do Was - jak odjechaliście, z wyrozumiałym uśmiechem powiedział "no nareszcie odjechali, można wrócić do domu i odpocząć" tongue.

4

Odp: Obóz czerwcowy 2009

Jakby co, to informuję, że posiadam Wasze prace z zajęć plastycznych z obozu, więc jeśli ktoś chciałby swoje dzieła odzyskać, może się do mnie zgłosić smile.

5

Odp: Obóz czerwcowy 2009

Będą zbierane zdjęcia z obozu czerwcowego.
Proszę o zgłoszenie się osób, które takowe robiły wraz z informacją komu dotychczas przesłały lub że trzymały u siebie.

6

Odp: Obóz czerwcowy 2009

Ja mam trochę zdjęć (do momentu, kiedy nie utopiłam aparatu w strumyku tongue). Zdaje się, że ma je Wojtek smile.

7

Odp: Obóz czerwcowy 2009

Ja mam jakiś epsilon zdjęć, z których nadaje się jeszcze mniejszy epsilon, i trzymałam je u siebie.

8

Odp: Obóz czerwcowy 2009

ja mam trochę zdjęc - głównie z czekania kilka godzin na obóz na szczycie Dubnego, ale zawsze wink