Kronika z Łącka (listopadowy 2001)
Działo się to już kopę lat temu, a że wpis pojawia się tak późno winien jestem tylko ja i nikt inny, i za co całą odpowiedzialność ponieść mogę. Cały wyjazd organizowany był głównie przez Anie, Jasińską i Zawiła-Niedźwiecką, trochę przeze mnie (Józek). Niestety Ania Jasińska nie mogła pojechać i nadrabialiśmy te braki jak się dało. Był to już trzeci wyjazd drużyny do szkoły Łącku i mam nadzieję że nie ostatni. To co się zapamiętuje z wyjazdu do Łącka do gwieździsta droga. Do stacji idzie się kilka kilometrów i za każdym razem kiedy 21. WDH się tam pojawia niebo jest bezchmurne i zawsze jest noc . Tym razem doszliśmy w piątek koło 2:00, nasz pociąg się trochę spóźnił (dwie godziny) i baliśmy się, że nie zastaniemy pana dyrektora. Ku naszemu zdziwieniu pan dyrektor stał przed szkołą i na nas czekał; to jest fajny pan dyrektor.
Następnego dnia rano poszliśmy na spacer, który nie był bardzo atrakcyjny, część osób wróciła asfaltem, część tą drogą którą przyszliśmy1. Wróciliśmy po kilku godzinach trochę zziębnięci i zaczęliśmy szykować obiad. Tym razem nie był to zanętnik. Tym razem jedliśmy placki ziemniaczane, które wcale nie są trudne w przygotowaniu, wbrew opinii wielu. Zjedliśmy 5 kilo ziemniaków z dodatkami i był to jeden ze smaczniejszych obiadów jakie jadłem z drużyną :P . W międzyczasie reszta osób, która nie była zaangażowana w smażenie, bawiła się świetnie w gry przygotowane przez Anię Z.-N. Niestety mnie tam nie było i nie wiem jak to wszystko wyglądało, ale ludzie się raczej dobrze bawili grając w „pomnik miłości” i „chcemy batonika” między innymi.
Wieczorem był kominek. Krzyżowanie Lilki. Zebrała wiele pochwał i życzeń w stylu: „nie martw się z tego się wyrasta. Nie każdy musi być jak Ewa Grabowska. Nie każdy zdobywa chustę i krzyż w ciągu jednego roku...” jak widać Lilka jeszcze z tego nie wyrosła i chyba nie zamierza. Po ceremonii wręczenia krzyża Onufry opowiedział nam gawędę o Powstaniu Warszawskim. Nastrój jaki wytworzył był tak niesamowity, że nawet nie będę próbował go opisać. Dotąd pamiętam jakie wywarło na mnie wrażenie to, co mówił, ale nie jest to do oddania na papierze.
{Co było pierwsze: gawęda czy krzyżowanie? }
Nie był to jednak koniec atrakcji tego wieczoru. Ci, którzy przedłożyli ruch nad sen, grając w siatkówkę piłką na wpół balonową doczekali późnych godzin nocnych.
Rano zjedliśmy full-wypas śniadanie złożone między innymi z takich dodatków jak świeże pomidory oraz ogórki. To wtedy, gdy Lilka zwróciła uwagę Pochrybniakowi i Onufremu, że obu tych warzyw na raz się nie je, bo to niezdrowe, obaj się roześmieli po czym Pochrybniak posępnie stwierdził: „Jak będziesz w naszym wieku to nie będzie się liczyło kiedy umrzesz tylko, w jakim stylu...”. Z tego co mi wiadomo Pochrybniak nadal żyje, i nadal wcina ogórki z pomidorami.
{powrót chyba nie warto w ogóle opisywać}
KONIEC
1 Warto odnotować do czego doszliśmy wspólnie z Pochrybniakiem: otóż +\– wtedy amerykańscy naukowcy odkryli że bieganie na bieżni nie jest zdrowe, a przynajmniej nie do przodu, bo dla człowieka naturalnym kierunkiem ruchu jest tył. Co za tym idzie człowiek kiedyś miał tył z przodu i przód z tyłu. Z doświadczenia wiemy że ewolucja raczej rzadko zachodzi nagle i długo się zastanawialiśmy gdzie jest ogniwo pośrednie. Otóż jest: jego wizerunek zachował się dzięki starożytnym Egipcjanom .