21. WDW
„Stare Żbiki”
Głębiej, nie byle jak, nie po łebkach,
byle liznąć, byle zbyć, ale rzetelnie,
uczciwie, dokładnie.
Nie jesteś zalogowany.
   
załóż konto
Zostań Żbikiem

MEGA IMPREZKA 3-6 czerwca

Boże Ciało, jeden z czołowych generatorów wolnego czasu, dla studentów zawsze wypada nie w porę. Albo w momencie, gdy większość trzęsie portkami przed sesją (czy też udaje, że wcale nie, i tylko (!) marudzi), albo gdy trwają egzaminy i oczywiście każdy ma je w innym terminie, więc nie sposób wspólnie zaplanować czas, albo po sesji - a to jak musztarda przy deserze. 21.WDW poradziła sobie jednak z tym nadspodziewanie dobrze, bowiem ktoś jakoś kiedyś (zapewne przy okazji planowania kalendarza na Radzie) wpadł na pomysł zrobienia zamiast wyjazdu - MEGA IMPREZKI. Wedle zamierzeń miał to być mniej więcej siedemdziesięciogodzinny maraton rzeczy fajnych, dziejących się w Warszawie, znanych i nieznanych. Każdy miał szansę na chwilę wytchnienia i zabawy w wędrowniczym gronie, bez konieczności oddalania się za bardzo od studenckiej codzienności. Kto nie skorzystał, niech żałuje, i koniecznie przeczyta, co robiliśmy :)

Czwartkowe popołudnie upłynęło nam pod hasłem "Bierz bracie lagę i jedź na Pragę!". Odbyła się gra miejska - nie taka wielka, zjadająca uczestników i dzień, ale odrobinę edukacyjna i absolutnie ekscytująca. Szczególnie, że większość odbywała się na mrocznej Pradze, której oczywiście przeciętny matematyk pewnie zarzuca zbyt duże liczby - te oznaczające wskaźnik przestępczości, patologii lub innych strasznych słów na 'p'. Ekipa z tubylczą Gabi na czele przekonała nas jednak, że to dzielnica oferująca niesamowite przygody ;]

Całość łączyła oczywiście jakaś zagadka, którą na pewno rozwiązaliśmy bezbłędnie, ale ponieważ od momentu, w którym to się działo, dzielą mnie już długie miesiące, to nie powiem, o co w niej chodziło :p (Jedynym śladem, jaki mam po niej do tej pory, jest kontakt w telefonie o tajemniczej nazwie "Ignacy Bergson"). Za to mogę zdradzić, że graliśmy w kości z prawie miejscowymi żulami, śpiewaliśmy piosenki Praskiej Kapeli Podwórkowej (trochę byli sztywni, ale my - wręcz przeciwnie) i oglądaliśmy smoki. Nie zabrakło też wyprawy na Szmulowiznę, gdzie m.in. graliśmy w szachy na podwórku fabryki wódek Koneser i beztrosko przechadzaliśmy się Brzeską. Zdarzyło nam się też przeskakiwać mury, robić dziwne rzeczy dla spotykanych ludzi i polować na kota. A koniec końców dotarliśmy na cmentarz choleryczny, skąd jednak pozwolono nam się przenieść na dalszy ciąg dnia do hufca.

Tam odbył się kominek, na którym Paweł Kaczorowski złożył Przyrzeczenie Harcerskie i otrzymał Naramiennik Wędrowniczy i pewnie usłyszał trochę miłych rzeczy (bo jest wielki i wspaniały i bardzo się cieszę ;]). Wieczorem (względnie w nocy) śpiewaliśmy, śpiewaliśmy i śpiewaliśmy - ale nie tak zwyczajnie, bowiem najpierw trzeba było odgadnąć, jaką piosenkę wylosował dla nas Michał. Konkurs dawał dużo radości, zwłaszcza gdy chodziło o "nieoczywisty fragment tekstu". Nieoficjalny plebiscyt pt. "Kolor kolor" wygrała piosenka "Taka mała" ("duszy ciała, ciała i duszy", "kwiaty szale, szale i kwiaty" itd.). To teraz zagadka dla Was: "koncert buków"? Tylko nie oszukiwać! Kto (nie) wie - przyjść na śpiewanki! ;)

Piątek był dniem niezwykle pracowitym, ale jednocześnie, jak to bywa na akcjach zarobkowych z 21., generującym powszechną głupawkę (dla najbardziej opornych w wersji light = wesołość). Braliśmy udział w akcji "Wyłącz system" jako "przynieś, podaj, pozmywaj różową farbę z czołgu". Zaczęło się niewinnie: panowie w hełmach i obcisłych damskich koszulkach rozdawali ulotki. Pani (obecnie pisząca) z przymocowanym do tyłka balonem, uśmiechała się szeroko, w związku z czym rozdawała je dwa razy szybciej. Jak już z tym się uporaliśmy, przyszedł czas na inne drobne prace i napełnianie balonów helem. Oczywiście oprócz balonów nadmuchiwaliśmy również swoje płuca i genialnie piskliwym głosem np. śpiewaliśmy "Zbroję". Podczas samego performance'u chłopcy nosili jakieś instrumenty, dziewczęta kolorowe maski dla półnagich tancerek, ale generalnie niewiele się działo. Cała zabawa zaczęła się po tym, jak ludzie obrzucili czołg granatami z różową farbą i poszli w siną dal, zostawiając nas z problemem umycia tego świeżo odmalowanego (drugi już raz w tamtym tygodniu) pojazdu. Dostaliśmy białe kaftaniki (!), ścierki, środki do mycia i pełni zapału zabraliśmy się do pracy. Szybko jednak okazało się, że zadanie może byłoby wykonalne, ale oprócz farby różowej zdrapalibyśmy też wszystko inne, co pokrywało ten czołg, a zajęłoby nam to, bagatela, jakiś tydzień. Nie tego oczekiwali organizatorzy, ale miła pani przyznała nam rację. Znalazło się jednak dla nas inne zajęcie - nieopodal stał bowiem od kilku dni samochód - jeden jedyny na całym Placu Defilad - i oczywiście on jeden został obrzucony (różowym) błotem i aż prosił się o umycie. Do nocy szorowaliśmy więc czyjś samochód. Ciekawe, czy kierowca zauważył, że coś się działo ;]

W nocy najwytrwalsi urządzili sobie ucztę - przygotowali najlepszą pizzę świata. Bardzo chętnie to powtórzę, chłopaki! ;]

Uczta nocna jakoś tak płynnie (choć z udziałem snu po drodze) przerodziła się w ucztę poranną. Odbyło się bowiem testowanie różnego rodzaju mlecznych śniadań przed obozem w Norwegii. Potwierdziło się przypuszczenie, że kasza manna jest dobra, okazało się też, że warto mieć do niej sok malinowy i zdecydowanie nie warto gotować jej na wodzie. Podobnie jak płatków owsianych, które na mleku - ale powtarzam, na mleku! - stanowią niezłą alternatywę dla drogich i na dłuższą metę wg niektórych niejadalnych kaszek typu Nestle. Pomysły wykorzystano na obozie, co było fajne.

Sobota dla części osób była pewnie najbardziej emocjonująca, gdyż... mieli możliwość "odstresować się stresem". O co chodzi? Jak nie wiadomo, o co chodzi, to chodzi o... sporty ekstremalne, oczywiście :p Na najdzielniejszych śmiałków czekała możliwość dream jumpingu - skoku z duuuuużej wysokości (30m), z uczuciem swobodnego spadania na mega długo (3s ;]). Wrażenia - podejrzewam, że nie do opisania. Choć sama nigdy nie dałabym się ani wepchnąć tak wysoko, ani tym bardziej stamtąd zepchnąć :p Inni w tym czasie wspinali się po dwudziestopięciometrowej ścianie, albo pogrążali w rozpaczy nad książkami. Albo robili coś, czym się nie chwalili ;] Ponadto w południe mała ekipa zwiedzała gazownię na Woli, a nocą odbył się turniej planszówkowy, który wyłonił Mistrzów Gier: Kasię, PeKucza i Krzysia Cz.

Nasz długi czerwcowy weekend zakończyła niedziela pełna szaleństw pod hasłem "W zdrowym cielsku zdrowy duch". W południe - kręgle w Hulakula, na koszt firmy oczywiście. Sport dziwny, i pewnie nie powinnam się o nim wypowiadać ja, która uczę go dzieci od dwóch i pół roku i już zdecydowanie mi się przejadł. Ale osobom, które grały w kręgle po raz pierwszy, chyba się podobało, i o to chodziło - żeby spróbować czegoś nowego. Następnie Magda zabrała ekipę na zajęcia basenowe - trochę pływania, trochę nauki podstaw ratownictwa, trochę odprężenia, a na pewno jeszcze więcej frajdy, jaką daje woda sama w sobie, a co dopiero w takim towarzystwie ;] Później miał się odbyć mecz frisbee (czy się odbył? Oto jest pytanie!), śpiewanki na świeżym powietrzu (początkowo był pomysł, aby ktoś zbierał do czapki... a skończyło się na tym, że moja gitara nawet nie wyszła chyba z domu) i o 18:00 mieliśmy wziąć udział we flash mobie polegającym na zastygnięciu na chodniku w dowolnie wymyślnej pozie i rozejściu się każdy w swoją stronę po trzech minutach. Jeśli się udało, to przynajmniej nie było problemów z przedłużającym się czasem spotkania ;] Ale czy się udało... kronikarka się kaja przed Wami, gdyż nie wie. I dla potomnych również pozostawi to tajemnicą.

Z podsumowania półrocza na wrześniowej Radzie oraz z wrażeń i opowieści, jakimi dzielili się ze mną uczestnicy MEGA IMPREZKI, wynika, że to było wyjątkowo udane i dobrze zrealizowane wydarzenie (za co dziękuję pomysłodawcom, organizatorom i współuczestnikom). Robiliśmy na pewno i coś wędrowniczego i coś nietypowego, a jednocześnie mieli szansę zabawić się nawet najwięksi sesyjni umarlacy ;]

A teraz w dwóch zdaniach i po młodszoharcersku: jak było? Kaczo! Jak było? Byczo! Jak było? Kaczo, byczo i indyczo! :)

Agnieszka Witkowska