21. WDW
„Stare Żbiki”
Głębiej, nie byle jak, nie po łebkach,
byle liznąć, byle zbyć, ale rzetelnie,
uczciwie, dokładnie.
Nie jesteś zalogowany.
   
załóż konto
Zostań Żbikiem

Kronika

Rajd listopadowy 2002 (Białowieża)

Dnia 8 listopada 2002 roku (to był piątek) wieczorem spotkaliśmy się w harcówce. Pogadaliśmy, pośpiewaliśmy i pospaliśmy (przynajmniej ci bardziej zmęczeni). Rano o 5:27 przeszliśmy się na dworzec Śródmieście, gdzie druhna Katarzyna Rucińska stwierdziła, że jednak nie jedzie na rajd i nam pomachała, gdy wsiadaliśmy w pociąg. Jechaliśmy do Hajnówki przez Siedlce. Z nieznanych nikomu powodów panowała senna atmosfera.

Większość wysiadła w Orzeszkowie, by dzielnie maszerować przez Puszczę Białowieską. Coponiektóre lenie i kaleki (w wysokości trzech osób o imionach: Joasia, Kasia i Józek) pojechały do Hajnówki i stamtąd PKSem do Białowieży i załatwili nocleg w szkole. Po czym dziewczynki wypadły sobie do kina. Dzielna część nas (KasiaLe, Onufry, Ryba & Jamnik, Taboret, Michał) przeszli się 30 km w dość ciężkich, a głównie mokrych, warunkach. Dotarli o 19 bardzo zmęczeni. Zjedliśmy obiadek i trochę śpiewaliśmy, ale zmęczenie wygrało.

Niedziela zaczęła się bardzo ładnie. O 9 poszliśmy do sklepu na zakupy. Na 11 kościelni poszli do kościoła na mszę, po której odmawialiśmy różaniec za wszystkich żywych i zmarłych z miasteczka, a za niektórych to kilka razy. Ksiądz w ogłoszeniach delikatnie dał nam do zrozumienia, że tu jest taki zwyczaj i nikt nie wychodzi i nie mogliśmy się wyrwać. A siedzieliśmy na początkowych ławkach rzędu i nie mieliśmy klęczników... posadzka była twarda i zimna... a dh Jamnik miała mundur bez spodni i biedactwo chodziła z wklęsłymi siniakami na kolanach potem.

Mieliśmy w planach zwiedzanie cerkwi, ale niestety nie było takiej możliwości. Ale za to około 14 wyszliśmy na spacer ścieżką "Żebra Żubra". Trochę mokro i śnieżnie, ale ładnie. Ale po drodze była degustacja miodu i byliśmy szczęśliwi. Zaopatrzyliśmy się w miód i drewniane łychy. Wracaliśmy do szkoły już po ciemku.

W wolnym czasie graliśmy w Super Farmera, śpiewaliśmy, prowadziliśmy prywatne rozmowy. Spędzaliśmy czas na odpoczynku. Trochę na gotowaniu . piekliśmy ciasto marchewkowe!

W poniedziałek było święto. My już czuliśmy się odpocznięci i stwierdziliśmy, że wracamy do Warszawy i już nigdzie nie chodzimy (jeszcze byśmy się zmęczyli, nie daj Boże). Śniadanie było dość szybkie i udało nam się zdążyć na autobus o 9:45, a potem na pociąg o 11:06. Siedzieliśmy na końcu dwupiętrusa (pociągu dwupiętrowego) i imprezowaliśmy w bardzo miłej, przyjaznej atmosferze. W pociągu Siedlce . Warszawa nawet odpaliliśmy Super Farmera. "Bratnie Słowo" odśpiewaliśmy jeszcze w pociągu, między Rembertowem a Wschodnią, gdyż wysiadaliśmy na różnych stacjach -jak komu pasowało.

Jeśli komuś wydaje się, że ten rajd był bibolancki, to mu się tylko wydaje... Wiecie jak trzeba się napracować, żeby zostać Super Farmerem!