21. WDW
„Stare Żbiki”
Głębiej, nie byle jak, nie po łebkach,
byle liznąć, byle zbyć, ale rzetelnie,
uczciwie, dokładnie.
Nie jesteś zalogowany.
   
załóż konto
Zostań Żbikiem

KRONIKA

Obóz sierpniowy, Sudety, 16-30. 08. 1999r.

16 sierpnia:
Zebraliśmy się na Dworcu Wschodnim, po czym wsiedliśmy do pociągu o 21:20.

17 sierpnia
Po spokojnym przejechaniu połowy Polski, o 5:10 wysiedliśmy z pociągu w Bardzie Śląskim, gdzie zrobiliśmy śniadanie i apel. Około 6:00 wyruszyliśmy w góry niebieskim szlakiem. Przez prawie cały dzień kropiło i padało, załamując co poniektórych. Pod wieczór prawie wszyscy byli nieźle zmęczeni. Na noc zostaliśmy w bazie studenckiej koło Jaskini Radachowskiej, gdzie pobawiliśmy się trochę w bar mleczny i posiedzieliśmy pod dachem.

18 sierpnia
Po przejściu godziny drogi pięć osób mających problemy z chodzeniem po pierwszym dniu, odłączyło się i dalej pojechało autobusem. Reszta doszła do Kletna przez Stronie Śląskie. Rozbadzialiśmy się w PTSMie , gdzie zrobiliśmy dyskusję o grupie (prowadziła ją Ola).

19 sierpnia
W Kletnie zostaliśmy na jeszcze jedną noc, co chętnym (zdecydowanej większości) umożliwiło zdobycie bez plecaków Czarnej Góry. Po drodze większość ww. większości brała udział w budowaniu wielkiej tamy na niewielkim strumyku. W PTSMie mieliśmy trochę nieprzyjemności wynikających głównie z tego, że pani kierowniczka zachowywała się, jakby miała okres przez 7 dni w tygodniu

20 sierpnia
Cztery osoby, nadal mające kłopoty z chodzeniem, odłączyły się na samym wstępie i poszły krótszą drogą, zaś reszta szlakiem przez Czernicę doszła do Nowej Morawy. Okazało się, że w bazie studenckiej nie ma dla nas miejsca, więc musieliśmy poszukać innego noclegu. Znaleźliśmy przychylnego gospodarze, który zgodził się, abyśmy rozbili namioty na jego polu, obok innej grupki turystów. Kasia Lorenc zbudowała tam namiot zastępczy, a kilka osób spało na zewnątrz bez powyższego.

21 sierpnia
Po wręczeniu gospodarzowi pięciu alpag w ramach podziękowania za nocleg, wyruszyliśmy niebieskim szlakiem w kierunku Międzygórza. Bez większych przygód dotarliśmy do tej miejscowości, gdzie w sklepie niestety nie było chleba. Ale za to był dzień strażaka i z remizy położonej niedaleko schroniska młodzieżowego, w którym się ulokowaliśmy, dobiegały dźwięki disco- polo i nie wiem czy dobrego, gdyż brakowało wśród nas koneserów. Po obiadku część z nas położyła się, a część nie.

22 sierpnia
Kilka godzin później 7 osób wyszło w celu wejścia na Śnieżnik i obejrzenia stamtąd wschodu słońca. Na szczyt dotarli z godzinnym opóźnieniem, lecz okazało się, że dh. Komendant, obliczając godzinę wschodu, nie wziął pod uwagę, że latem jest czas letni. W związku z tym grupka była o godzinę za wcześnie. Czas wschodu został wybrany metodą głosowania, kiedy było już jasno i wszyscy byli przemarznięci do szpiku kości. Musiał zostać wybrany, gdyż z powodu chmur widoczność była rzędu kilkudziesięciu metrów (do słońca jest, przypominamy, 150 000 000 km.). Kiedy pierwsza grupa wróciła, wachta zaczęła robić śniadanie, po którym Śnieżnik zaatakowała grupa następna. Wieczorem, po kolacji, odbyła się druga i ostatnia część dyskusji o grupie oraz zajęcia mające na celu dokładniejsze wzajemne poznanie uczestników obozu.

23 sierpnia
Z Międzygórza doszliśmy przez Marię Śnieżną do Wilkanowa, skąd przez Bystrzycę dotarliśmy autobusem do Spalonej. Tam znaleźliśmy miejsce na nocleg (pierwszy nocleg na dziko na tym obozie). Po obiadku poszliśmy szybko spać.

24 sierpnia
Poszliśmy w okolice Topieliska, gdzie znaleźliśmy miejsce na nocleg. Na którymś postoju Przemek poprowadził zajęcia o symbolach. Wieczorem (około jedenastej) większość grupy wyszła zobaczyć Topielisko w świetle księżyca. Po czterech godzinach byli już z powrotem.

15 sierpnia
Rano kilka osób poszło zobaczyć Topieliska w świetle słońca. Kiedy wracali, okazało się, że jesteśmy bardzo blisko drogi, na której pracują drwale. Zwinęliśmy się więc szybko i poszliśmy dalej. Na postoju zrobiliśmy śniadanie, a Kasia R. uczyła innych piosenek obrzędowych. Późnym popołudniem dotarliśmy do Polanicy, gdzie najpierw trzy godziny się pobadzialiśmy, a później poszliśmy na camping. Na obiad były placki jabłkowe autorstwa Oli, robione dobre kilka godzin.

26 sierpnia
Rano bawiliśmy się w "bieg na ścianę". Wszystko było w porządku dopóki nie pobiegł dh kwatermistrz. Skręcił on w ostatnim momencie i uderzył w Olę, uszkadzając ją dość dotkliwie. Wszyscy prócz Oli, Mai, która wyjeżdżała i jeszcze dwóch osób, udali się pieszo do Batorowa. Ola z dh komendantem pojechała do Kłodzka na prześwietlenie, które na szczęście niczego nie wykazało. Podczas prześwietlenia Ola zdołała roztrzaskać tylko jeden wózek. Potem trójka, która została w Polanicy, pojechała do Batorowa. Tam niektórzy wyszli w góry bez plecaków, a niektórzy nie. Potem wachta zaczęła robić obiad (i prędko nie skończyła). Późnym popołudniem odwiedził nas Banan, którego Kuba spotkał przez przypadek w Polanicy. Wieczorem odbyła się dyskusja na temat zaufania, podczas której 90% uczestników przysypiało.

27 sierpnia
Rankiem po śniadaniu pożegnaliśmy sześć osób i poszliśmy w świat, a konkretnie do Karłowa. Po dojściu zalogowaliśmy się na strychu u właścicielki schroniska. Potem kilka osób poszło na Szczeciniec, a parę innych przygotowało obiadek. Pośpiewaliśmy sobie trochę, ale niewiele.

28 sierpnia
Większość osób poszła na Szczeciniec obejrzeć wschód słońca. Wstali wcześnie i spóźnili się niewiele. Następnie, kiedy wrócili i się trochę wyspali, poszliśmy bez plecaków przez Narożnik do Skał Puchacza i z powrotem. Wieczorem było ognisko obrzędowe na którym zachustowani zostali Klara i Marek G.

29 sierpnia
Tego dnia, ostatniego dnia obozu, mieliśmy dotrzeć w rozsądnym czasie do Kudowy. I dotarliśmy, zawadzając po drodze o błędne skały. W Kudowie mieliśmy do odjazdu busa kilka godzin, więc trochę posiedzieliśmy, trochę pojedliśmy kanapki i trochę powłóczyliśmy się. A potem weszliśmy do busa, z którego pozostało przesiąść się do pociągu.

30 sierpnia
No i wróciliśmy.