21. WDW
„Stare Żbiki”
Głębiej, nie byle jak, nie po łebkach,
byle liznąć, byle zbyć, ale rzetelnie,
uczciwie, dokładnie.
Nie jesteś zalogowany.
   
załóż konto
Zostań Żbikiem

KRONIKA

Mokry Rajd Beskid Żywiecki (28 maja - 1 czerwca 1997)

Na dworzec dotarlśmy w środę wieczorem, jeszcze w tym strasznie niewygodnym przebraniu człowieka. Na szczęście gdy rano wysiedliśmy w ---------, przywitało nas mokro i zimno. Mokro i zimno jest bardzo wierne, jak przywita to już trzyma. Tak więc mogliśmy zrzucić przebranie i nie wzbudzając podejrzeń występować w naszej naturalnej, żółtej, wodoodpornej skórze. Szliśmy dość powoli, taplając się intensywnie w błotku. Szliśmy, szliśmy i szliśmy. Zobaczyliśmy domek. Przy domku postać. Postać mówiła „Idźcie w prawo”. Po długim w prawo i pod górę dotarliśmy nieco zjechani do schroniska, w którym sobie mieliśmy chwilkę odpocząć. Tam jednak okazało się, że jest nas o jedną sztukę za ma-gda-ło. Wróciliśmy więc na poszukiwania Magdy. Po długich poszukiwaniach udało się ją w końcu znaleźć. I co się okazało? To nie ona się zgubiła, tylko my! Ona jako jedyna poszła dobrze. Znalazła schronisko, w którym mieliśmy chwilkę odpocząć, było ono nieco wcześniej, na lewo od domku. I Magda tam poszła. I nikt za nią. A jak już zaczęła nas szukać, to dawno nas przy domku nie było. Ojojoj. Gdy wreszcie szczęśliwie dotarliśmy z powrotem do schroniska, do którego los nas rzucił, było koło piątej i nie czas na dalsze wędrowanie. Zostaliśmy więc, mimo niezbyt miłej (a nawet zbyt niemiłej) pani kierowniczki.

W nocy kontaktowaliśmy się z dachu z Dowódcą, bojąc się, że jak nie interweniuje, to będzie ładna pogoda i znowu trzeba się będzie przebrać. Choć wieczorem Jola zaśpiewała „Jaworzynę”, więc sprawa i tak była już załatwiona.

Była. Gdy się obudziliśmy, na dworze leżała niezła warstwa śniegu, a reszta leciała z nieba. Co lepsze, było trochę powyżej zera, więc śnieżek fajnie topniał i robiła się taka super mokra mazia. Szliśmy przeto znów powoli i było wiele radości. Mieliśmy w planach dojście do Bacy w Rycerce, ale nie z ww. powodów nie wypaliło. Dotarliśmy do ----------- . Na szczęście tym razem schronisko okazało się bardzo miłe. Ludzie opracowali tam wiele interesujących metod suszenia mokrych rzeczy. Braliśmy udział w tej zabawie, żeby się nie wydać. Skarpetki najlepiej przylepia się taśmą McGyvera do sufitu.

W sobotę rano nastroje były już schyłkowo-wyjazdowe (czemu? tak ładnie padało!). Po śniadanku starsza część drużyny pokazywała młodszej rok z życia Dwudziestej Pierwszej w scenkach oraz zadawała Bardzo Trudne Pytania Quizowe. Nawet nasz komputer pokładowy by sobie z nimi nie poradził!

Komputer pokładowy rajdu też sobie nie poradził, ale nie z pytaniami, tylko z pociągami. Doszliśmy wprawdzie do --------Ujsoł???---------- na stację, ale pociąg w sobotę okazał się nie bywać. Przeto podróż się przeciągnęła, mieliśmy 3 godziny czekania na przesiadkę w Bielsku-Białej (w godzinach 22-1 w nocy) oraz dwie w Katowicach, odpowiednio później. Ale była w bufecie herbatka.

Do Warszawy powróciliśmy w niedzielę rano. Już koło południa byliśmy z powrotem w Bazie i złożyliśmy raport Dowódcy. Badania zakończone, można odlatywać na Syriusza.

Dwa Ufoki